Test Asus R1F
Laptopy z funkcją tabletu to elita w królestwie komputerów przenośnych. Asus R1F zalicza się do najbardziej wytwornych, a już na pewno jest najbardziej eleganckim przedstawicielem tej klasy dostępnym w tej chwili na polskim rynku.
Obudowa
Tajwański producent zdaje sobie sprawę, że klient, który wysupłał niemało grosza na nowy komputer ma pewne wymagania. Tym tłumaczyć należy fakt, że trafia on do rąk kupującego zamknięty w solidnym czarnym pudle i eleganckim pokrowcu oraz na dodatek z torbą podróżną. Nasuwa się tu paralela z kupowaniem jakiegoś cacka u jubilera. Pokrowiec i torba są w kolorze kawy z mlekiem i opatrzone skórzanymi aplikacjami mają wygląd trochę retro, ale bardzo stylowy.
Sam aparat również wygląda niezgorzej. Spód platformy roboczej jest przewężony, co przydaje Asusowi wyglądu zwiewnego i zwinnego komputera. Zamknięty nie wygląda na swoje 3,5 cm wysokości. Pulpit i pokrywa ekranu (wraz z ramką matrycy) są koloru spiżu armatniego, klawiatura zaś i spód platformy roboczej - czarne. Niby to nic odkrywczego, jednak takie zestawienie sprawdza się i w tym modelu. Pewne uatrakcyjnienie dla oczu stanowią srebrne listwy obiegające po obwodzie platformę roboczą i pokrywę ekranu.
Design Asusa jest minimalistyczny. Hasłowo można by powiedzieć: "funkcjonalizm oprawiony w to, co niezbędne". Nie do końca licuje z tą zasadą tylko ekran, który okraszony jest licznymi przyciskami, przełącznikiem i lampkami. Odnośnie wzornictwa nie spodobały nam się jedynie niektóre kontrolki (choćby ta na klapie od zewnątrz), które są malutkimi punktami emitującymi dość ostre światło (stąd przydałaby się jakaś przesłona).
Konstrukcja tej maszyny jest sztywna na tyle, na ile pozwala jej pełniona specyficzna funkcja. Platforma robocza, pomimo iż wykonana z plastiku (choć metaliczny lakier tworzy złudzenie innego materiału), jest bardzo sztywna. Naszym zdaniem to zasługa metalowych wzmocnień, które trzymają w uścisku. Ale być może mają one tylko za zadanie wywołać takie wrażenie u użytkownika. Jak by nie było - sprawdzają się.
Powodów do zadowolenia przysparza sztywny, z racji swojej względnej grubości, ekran. Można go do woli wyginać i naciskać, a nie robi to na nim wrażenia.
Ekran zamocowany jest na jednym, centralnym, obrotowym zawiasie. Pozwala on na sprawne i nieskomplikowane przeobrażenie laptopa w tablet. Należy tylko pamiętać, by zawsze doprowadzić ekran do pionu - inaczej przy obracaniu go o 180 stopni będzie zawadzał o klawiaturę i może rysować obudowę. Cały mechanizm, włączywszy zmyślny zamek, to pomysł za milion dolarów. Kiedy obrócimy już ekran wokół własnej osi, wystarczy tylko przepchnąć bolec rygla na drugą stronę i możemy już blokować ekran w pozycji tabletu. Bomba!
System ten jednak nie jest pozbawiony pewnych ułomności. W stanie zamkniętym ekran, pomimo tego że na pulpicie umieszczone zostały kauczukowe bufory-hamulce, mające zapobiegać jego jeżdżeniu, daje się nieco przesuwać na zawiasie. Kiedy przenosimy komputer z miejsca na miejsce, do naszych uszu dobiega klekotanie mechanizmu obrotowego. Dzieje się to w stanie zamkniętym. Przenoszeniu z otwartym ekranem towarzyszy natomiast uczucie, że ekran zaraz odpadnie. Jest to trochę deprymujące. Najlepiej więc zamykać maszynę przed zabraniem się za przenoszenie. Sam zawias jest mocny i solidny, jedynie przechodząca przezeń ośka ma pewne luzy, które są źródłem irytujących odgłosów i chwiania się ekranu. Taki to już jednak urok tego bardzo udanego w sumie rozwiązania.
Większość złącz rozlokowana jest na tyle. Pewną niedoskonałością ich rozmieszczenia jest fakt, że wszystkie trzy porty USB 2.0 skupione są razem. Oprócz nich na tyle znajdziemy blokadę Kensington, gniazdo S-Video, wyjścia LAN i modemowe, złącze D-sub oraz gniazda audio (mikrofonu i kombo SPDIF/słuchawkowe).
Na prawym boku, oprócz modułowego, szczelinowego napędu optycznego (duży plus, jako że wymieniając jego kasetę, można na jego miejsce wstawić dodatkowy dysk twardy lub akumulator - w zależności od aktualnych priorytetów), zmieścił się jeszcze czytnik kart pamięci.
Zaczynając wędrówkę po lewym boku od tyłu, natrafimy na gniazdo zasilania, za którym widnieje wyłącznik w postaci przesuwanego przełącznika (fajna rzecz). Po przerwie w postaci szczelin wentylacyjnych następuje gniazdo Express Card i na końcu wreszcie, tj. całkiem z przodu, znajduje się schowek na rysik.
Ten ostatni jest niezbyt udany, a to z dwóch powodów. Po pierwsze bowiem nie posiada blokującej piórko sprężynki. Jeżeli więc zawadzimy przypadkiem o rysik, może się on przypadkiem wysunąć i zawieruszyć, szczególnie gdy zdarzenie ma miejsce w trakcie podróży środkiem masowego transportu. Po drugie zaś, a wiemy to z relacji użytkowników, wnętrze może rysować powierzchnię rysika. Aby uniknąć podrapania, trzeba piórko chować oraz wyciągać powoli i uważnie (wystarczy tylko lekkie odchylenie trajektorii ruchu i katastrofa gotowa). Jak wiadomo, użytkownicy komputerów są raczej raptusami i nie zważają na takie zawarowania.
Super sprawa: kontrolka nieodebranej poczty w Outlooku (dla niej można chyba nawet poświęcić się i polegać na microsoftowym kliencie poczty).
Osprzęt
Klawiatura przypomina tę z modelu F3Jm, szczególnie właściwością powierzchni klawiszy, która jest jakby "glazurowana", a przez to miękka i przyjemna w dotyku (jeżeli komuś nie w smak jest ordynarny plastik). Rozkład jest w porządku, chociaż dla jednego z nas za daleko było do (mikrego) prawego Shifta. Wielkość klawiszy w prawej części klawiszy stoi pod psem, jednak to wynik przeprojektowania klawiatury, na którym zyskał rozmiarowo Enter (kiedy prezentowano laptop w styczniu br. ten kluczowy klawisz miał wielkość zaledwie dwóch kostek).
Wadą dla niektórych użytkowników może być niewyraźna czcionka oznaczeń - litery są wąsko wykrojone, szare, słabo odróżniające się od tła. Zdaniem jednego z nas klawisze są źle wyprofilowane, skutkiem czego palce mogą zjeżdżać po ich stokach. Konsekwencją tego są literówki. Nie każdemu może się też podobać początkowy opór stawiany przez klawisze - do jego przełamania trzeba się trochę przyłożyć (to akurat kwestia przyzwyczajenia). Dla drugiego z nas klawiatura była jak znalazł. Skok jest przyjemnie krótki, a stukanie w klawisze nie powoduje hałasu.
Producent podaje, że klawiatura R1F jest odporna na zalanie. Nie mieliśmy odwagi, by potwierdzić tę jej właściwość doświadczalnie.
Urządzeniem wskazującym jest precyzyjny i czuły gładzik. Towarzyszące mu przyciski nie są szczytowym osiągnięciem techniki - mają przydługi skok, a lewy na dodatek bardzo hałasuje.
Obraz
Panel to błyszcząca (w USA występuje ponoć w wersji matowej) matryca 13,3" WXGA (1280 x 800 pikseli) z systemem Color Shine. Może się ona wydawać jakby zatłuszczona (czy przeciągnięta mokrą ścierką) - to oznaka tego, że mamy do czynienia z aktywną matrycą przygotowaną do współpracy z piórkiem w postaci tabletu.
Maksymalna luminancja to 152,6 cd/m², co jest wynikiem przyzwoitym. Rozświetlenie ekranu jest na przeciętnym poziomie 74%. Natomiast maksymalny kontrast o wartości 509:1 trzeba uznać za, jak na matrycę laptopa, znakomity.
Najlepsze jednak w tej matrycy są kąty widzenia. Rewelacyjne wręcz w zakresie poziomym i świetne w pionie. Nawet przy zerowym niemal kącie obraz jest prawie równie dobry, co przy optymalnym ustawieniu ekranu na wprost oczu.
Osiągi
Są jak na sprzęt tej klasy bardzo dobre. Jak widać na załączonym diagramie, w PCMarku Asus R1F nie miał sobie równych wśród porównywalnych z nim maszyn. To zasługa dwurdzeniowego (dość energooszczędnego, dodajmy) procesora T2400 oraz 2 GB pamięci operacyjnej - obłęd! Strach myśleć, co potrafi w takim wypadku (bardziej pazerny na prąd, nie zapominajmy) procesor Core 2 Duo T7200, który można znaleźć w innej wersji wyposażenia. Słabe wyniki w teście referencyjnym 3DMark nie mają praktycznie znaczenia.
» No benchmarks for this notebook found!
» No benchmarks for this notebook found!
Wpływ na otoczenie
Hałas
Asus R1F jest przeciętnie cichym laptopem. Przynajmniej w wersji z procesorem Core Duo T2400, który ma mniejszy TDP od również spotykanego w tym modelu Core 2 Duo T7200. Podczas przeprowadzania niewymagających zadań biurowych wentylator pracuje w najniższym tempie, emitując przy tym nieuciążliwy dla ucha szmer o natężeniu 35,7 dB. Co jakiś (dłuższy) czas wchodzi na wyższe obroty, jednak nawet wtedy nie robi się głośny. Dopiero gdy przyjdzie komputerowi chodzić w dłuższym wymiarze, decyduje się na maksymalne rozkręcenie wiatraka - wtedy staje się on dość uciążliwy. W sumie jednak oprogramowanie Power4Gear - bo w końcu to Asus - dobrze radzi sobie z neutralizowaniem hałasu.
Bardzo głośny jest natomiast napęd optyczny. Jego hałas jest zawadą w kulturalnym oglądaniu filmów z DVD. Nic dziwnego jednak - napęd szczelinowy nie posiada tłumiącej hałas zaślepki i jako taki przypomina pojazd mechaniczny z odsłoniętym silnikiem.
otoczenie: 31,5 dB
bez obciążenia (bezczynność) min.: 35,7 dB
bez obciążenia (bezczynność) zwykle: 35,7 dB
bez obciążenia, wentylator na dwójce: 38,8 dB
bez obciążenia, wentylator na trójce: 41,6 dB
bez obciążenia +HDD: 37 dB
pełne obciążenie maks.: 44,3 dB
odtwarzanie DVD: 48,3 dB
Ciepło
Mimo naszych usilnych wysiłków Asus wcale a wcale się nie rozgrzewał. Z wyjątkiem szczególnych gorących punktów pozostawał chłodny jak skała. Na pulpicie jednym z cieplejszych miejsc był touchpad, choć najwyższą temperaturę (39,6 stopnia) zanotowaliśmy na prawo od niego. Najwyższy wynik po stronie spodniej to 46,6 stopnia.
Wypada jeszcze wspomnieć, że dokonując pomiarów korzystaliśmy z BIOS 200. Aktualizacja BIOSu do nowej wersji (303) usprawnia jeszcze trzymanie nagrzewania w ryzach.
Upper side
palmwrist: 39,6°C max: 39,6°C avg: 31,2°C
Bottom side
max: 46,6°C avg: 32,1°C
Głośniki
Nie są w sumie złe, choć nie można być z nich w pełni zadowolonym. Oprócz tego, że nie mają basów, dźwięk jest niezbyt czysty i w pewnych rejestrach pojawiają się trzaski. Można w nich usłyszeć efekt starego radia, co jest szczególnie uderzające w trakcie odtwarzania mowy ludzkiej.
Bardzo dobry jest za to mikrofon. Nie przenosi on żadnych szumów czy innych zakłóceń.
Wydajność akumulatora
Asus R1F nie należy do długodystansowców jeżeli chodzi o pracę na akumulatorze. Czas działania komputera obywającego się bez zewnętrznego źródła zasilania udało nam się przeciągnąć do niespełna trzech godzin. Taki wynik osiągnęliśmy jednak przy minimalnej jasności, przy której praca jest cokolwiek problematyczna. Jedno ładowanie wystarczy akurat na obejrzenie standardowego hollywoodzkiego filmu pełnometrażowego.
bez obciążenia (bezczynność), min. jasność, bez WLAN: 2h 47min
pełne obciążenie, maks. jasność, z WLAN: 1h 9min
odtwarzanie DVD, maks. jasność, bez WLAN: 1h 47min
Pobór prądu
bez obciążenia (przy bezczynności, min. jasność, bez WLAN): 17,6 W
+ maks. jasność: 22,5 W
+ WLAN: 27 W
z pełnym obciążeniem (WLAN, maks. jasność): maks. 48,6 W
Podsumowanie
Asus R1F to najciekawszy jak na razie laptop z funkcją tabletu dostępny na polskim rynku.
Wykonana z pietyzmem konstrukcja uderza swoją elegancją. Jej zaletą jest jednak przede wszystkim sztywność, która nie ogranicza się zresztą do platformy roboczej, a dotyczy też dość grubego ekranu. Jedynym odchyłem od niewzruszonej stabilności maszyny jest system obrotowy ekranu, a to z winy ośki, na której trzyma się wyświetlacz. Wynalazek z przeciskanym na drugą stronę ryglem wart jest jednak każdych pieniędzy - Asus powinien ozłocić jego pomysłodawcę.
Jeszcze większym atutem R1F jest świetna matryca. Nie dość że całkiem jasna i wybitnie kontrastowa, ma ona fenomenalne wprost (szczególnie w poziomie) kąty widzenia. Dla tego rodzaju sprzętu to rzecz wręcz bezcenna.
Mankamentów kategorycznie odstręczających od zakupu w tym komputerze nie stwierdziliśmy. Nie każdemu użytkownikowi doskwierał będzie brak złącz FireWire czy DVI. Przy ostrożnym obchodzeniu się z rysikiem można się ustrzec przed zarysowaniem go w schowku. Dość powiedzieć, że do rangi najpoważniejszych wad w naszej opinii urosły nieudane przyciski touchpada oraz klapka akumulatora, przy której otwieraniu trzeba wspierać się jakimś narzędziem.
Jednym słowem, Asus R1F to bardzo udana konstrukcja, która jest jak na razie klasą sama dla siebie w niezbyt jeszcze licznej kategorii laptopów z funkcją tabletu. Wszyscy, którzy szukają takiego akurat sprzętu - na przykład dziennikarze, trenerzy prowadzący szkolenia, lektorzy języków obcych, przedstawiciele kadry kierowniczej - mogą w naszej opinii brać go w ciemno (choć nie od rzeczy byłoby zapoznać się z naszą recenzją od deski do deski - sądzimy, że przybliżając sylwetkę Asusa udało nam się rozjaśnić wszelkie wątpliwości).
Serdeczne podziękowania należą się sklepowi Sirius.pl, który użyczył nam egzemplarz do testu. Zainteresowanych tym modelem odsyłamy na właściwą półkę.